środa, 18 maja 2011

Spadam i padam...

W Olianie nic nie "pada", za to ja padam!
Przestało wreszcie padać, za to żar z nieba się leje.
Spadam i padam.

Pocieszeniowe ucieczki do Tres Ponts i wstawki w: bulderowe, trzy ruchowe 8b+ (początkowo wydające się banalne, a finałowo- cężkie do urobienia ;-) ), lub onsajtowe akcje w krzywych, bardzo technicznych i zapajęczonych 7c+ kompletnie przestały mnie bawić...
Przyjeżdżając do 3Ponts zdecydowanie warto wiedzieć co warto a czego nie warto tykać. Dlatego też, jeśli ktokolwiek będzie miał zamiar się tam wybrać, odsyłąm na @. Chętnie zdradzę, które 8-ki są nieziemsko ciężkie (i nie dlatego że są cięzkie, ale dlatego, że brakuje na nich kilku ważnych chwytów, o czym lokalni poinformowali mnie widząc jak po raz kolejny spadam) lub też pod którymi drogami nie powinno się sterczeć, aby nie zostać stukniętym przez spadający z topu głaz.
(w sumie miałam fuksa, bo spadał w moim kierunku...na szczęście szybko zareagowałam i uciekłam, a spadający z nim Michał, tuż po jego urwaniu nie zubożał o jedynki,choć było blisko :-D )

Ostatnia w tym sezonie wizyta w Olianie była bardzo hym... po prostu - ostatnia.
Nie spojrzałam nawet w kierunku obwieszonych ekspresami moich "ambicji wyjazdu" (i choć naiwnie czekałam do 19-tej na nieco wiatru, nieco chłodu miałam świadomość, że na jednej z nich pomimo, że przejdę te cholerne 40 metrów nie zdołam urobić czarnego technicznego odcinka po "pizdach". Na drugiej, w drugą stronę- nie zdołam przytrzymać obłego, z którego"idzie się" do kolejnego obłego. Nie w tych warunkach, w takich temperaturach.

Dla pocieszenia i nieodpuszczenia postanowiłam "zmacać" najpopularniejszy ścisk świata, bo a nóż okaże się, że on jest urabialny w tym momencie! Kiedy już byłam u góry mruczałm do siebie pod nosem: "aj! Naiwny ambitny głuptasie! Ty na obłej tufie w pierdylionie stopni w cieniu!" Wizytówka Oliany również nie była urabialna... tak czy inaczej  odkryłam w sobie nową zdolność motoryczną, pozwalającą mi w akcie desperackiej walki z wpinaniem ekspresa (mając siedmiometrowego runout'a) przybierać wymyślne pozycje na totalnie obłej tufie. Ależ byłam z siebie dumna :-)
Gdyby nie fakt, że przez ostatnią godzinę próbowałam wyrwać sobie zęba, to wyjechałabym z Oliany z wielkim uśmiechem na twarzy. Dlatego koniec był nieco ekstremalny. Ja okaleczona przez posiadanie ułamanego zęba, ze spuchniętym do granic możliwości kawałkiem dziasła, bez przeciw bólowych wysłałam Michała w drogi (w które może za jakieś 2?3 lata będzie się mógł wstawiać :-D ) po to aby odratował mój szpej w ilości 50 ekspresów , co by nie musiał tu dyndać i czekać na mnie do kolejnej zimy :-)




I tak oto Kwiato uświadomił mi, że wcale 2-3 lata nie będzie musiał pracować na tego typu wyniki! W stylu A0 sieknął kompletnie wszystkie!!! Do tego miał na to aby wyczyścić również swoje 50meters Unrealised Projects :-D I nie ukrywam,że mocno przyczynił się do tego sukcecu nasz hiszpański znajomy Dani Lopez, który jako ostatni wojownik pozostał na placu oliańskiego boju. Otóż był tak dobry i pożyczył nam "Kanie" ....o którą w języku migowym prosiliśmy go przez 15minut.
Clipstic zwróciliśmy po 23, życząc mu MUCHO SUERTE w "Mind Control" i udaliśmy się w kierunku jeszcze wtedy nieznanym ;-)

 ps.Fot wspinowych i górsko-alpinistycznych brak, więc wrzucam to co mam ;-)


 pozdrawiam i obiecuję zmienić czcionkę :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz