środa, 14 września 2011

Rodellar- na ciut nieco inne kopyto.

Ten sam rejon, te same twarze, ten sam kemping, ta sama dieta, te same kamienie na których pozostawiam odcisk mokrego buta w drodze do Piscinetty.

...ten sam projekt główny i to samo pytanie "czy mu podołam?"  
Na pierwszy rzut oka wszystko na to samo kopyto co rok wcześniej (i wcześniej), a jednak tym razem na nieco inne. 
ja w basenie
Inne myślenie, inne patenty w Cossi, inna motywacja, inny... i inaczej motywujący mnie człowiek trzymający przyrząd asekuracyjny. 

;-)
Od momentu przyjazdu do Rodellaru zdążyliśmy z Michałem kilkukrotnie odwiedzić  Pisciniete.
Tym razem jakoś inaczej spojrzałam na "Cossi Fan Tutte" 8c+- linię, która mocno mnie poturbowała w minionych latach. 
Jak?  Bardziej chłodno i z większym dystansem. 
Powoli i bez stresu zaczęłam akomodować się w mocnym przewieszeniu. Dałam sobie kilka dni na przyzwyczajenie się do ekspozycji, i automatycznym przechodzeniu L1 (8a+), co by móc swobodnie poruszać się w górnym odcinku linii. Mieszając wizyty w Piscinecie ze wspinaniem w Surgenicji nabierałam więcej pewności siebie w dyndaniu głową w dół.

"Cossi Fan Tutte" L1 (8a+) fot. L.Warzecha
Po niecałym tygodniu miałam na koncie to co naważniejsze. Mianowicie powtarzalność L1, zacyk w  bulderze z L2 , co zakańcza  fazę "przyzwyczajeniową" w Cossi i "obtrzaskanie się" w moim pierwszym zacięciu za 8b (patrz fantastyczna linia w Surgencji)
Od teraz  w Piscinecie "a muerte" ... bez stresów i ciśnienia. I oby wyszło (przede wszystkim to drugie)  ;-)
 Pozdrawiam z jak narazie suchego Rodellaru.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz